Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Świt. Słońce powoli wychodzące zza horyzontu... I sen. Choć tym razem nie dla Jamesa. Miał za sobą nieprzespaną noc przez kilka problemów rodzinnych i wiedział, że najwyższy czas wziąć się za coś, co odciągnie od tego jego myśli - i pomyślał o swojej podopiecznej w Stajni Centralnej, Perfect. Wsiadł na motor, dojechał do stajni i na miejscu zapoznał się z historią jej pracy - poprzednimi treningami, stopniem zajeżdżenia. Chciał dziś zrobić z nią naprawdę sporo - lonża dla samej kondycji, join-up i pierwsze chwile w wędzidle. Na round pen przyniósł sobie lonżę, ogłowie z odpiętymi wodzami, bat do lonżowania. Była jeszcze tylko jedna rzecz do tego treningu potrzebna - kara klacz. Nie sprawiała właściwie problemów przy czyszczeniu (nie licząc podszczypywania, kawałów i podbierania szczotek). Zaraz ruszyli na lonżownik, kara grzecznie kroczyła u jego boku, rozglądając się tylko wokoło i witając się z niektórymi końmi. Była dziś chyba w wyjątkowo dobrym humorze... Możliwe, że James nieświadomie przeczekał czas największego przeżywania stracenia człowieka.
Na sam początek oprowadził ją po round penie, pozwolił zapoznać się ze wszystkimi jego kątami... A potem zaprowadzenie na środek, obrócenie Perfect we wszystkie cztery strony świata i podpięcie lonży. Odgonił ją gestem na koło, wziął leżący u swoich stóp bacik. Klacz krążyła niepewnie po ujeżdżalni, nie do końca pewna co ma robić. Więc zaczynamy od nauki chodzenia na lonży! Mężczyzna zacmokał, zachęcając ją do bardziej energicznego tempa i batem pogonił bardziej na koło - bliżej ściany. Kara nie łapała jeszcze aż tak równowagi, nie wpisywała się w łuki, ale za to utrzymywała ładne tempo... No i szybko wyczuła o co chodzi, chętnie na to reagowała. James na razie trzymał ją tylko w stępie, po prostu kontrolując by została na śladzie. Kiedy ten pierwszy etap opanowali (poświęcili temu nieco ponad 10 minut z jedną zmianą kierunku po 5 minutach), przeszli do kolejnego! Dosłownie ze dwa kółeczka stępa i James zacmokał, wydał komendę głosową 'kłus' i pogonił klacz nieco batem. Kara wyrwała do przodu, popędziła kilka fouli galopu i przeszła do odpowiedniego tempa dopiero po stanowczym 'prr' i przyhamowaniu batem (no, może samą jego obecnością, bo po prostu powędrował przed karą). Tu przytrzymał ją sporo czasu, zwracając uwagę na kilka elementów - czy idzie odpowiednio aktywnie, czy trzyma się śladu, jak tam z jej kondycją... No i pilnował też swojego własnego ustawienia. Razem z lonżowanym koniem tworzył swego rodzaju trójkąt. 10 minut kłusa w jedną stronę... I zaraz pomoce do przejścia w niższy chód. Wszystko z komendami słownymi, żeby wbijały jej się w łepetynę - jeśli je sobie przyswoi, to będą w stanie przejść nawet na lonżowanie bez bata... Bo i po co on wtedy? Kara kroczyła naprzód z ładną akcją nóg, co chwilę zerkała w jego stronę, ciekawska i szukająca tylko powodu do zaczepki. Mężczyzna zaczął stopniowo zwijać lonżę, na środku pogłaskał jej szyję, pomasował chwilę na rozluźnienie, bo cała aż buzowała od nadmiaru energii... No i przepięcie na drugą stronę. Tu na początek też dwa kółka stępa, pomoce do zakłusowania - kolejno słowo, cmoknięcie, bat i znów trochę męczenia. Pod koniec Perfect zaczęła oddychać trochę głębiej, tracić na aktywności, zastana to i bez kondycji... Wtedy też zwolnił ją do stępa, doprowadził do środka i odpiął lonżę. Zostawił ją sobie w dłoniach jako duży sznur i oddalił się trochę w stronę zadu karej. Na początku unikał raczej jej spojrzenia... Ulokował się też poza zasięgiem jej kopyt. Stopniowo jednak jego postawa zmieniała się - spojrzał w jej ciemne ślepia, wyprostował się i miękkim końcem liny począł obijać się po ramionach. Kara przez chwilę tylko stawiała uszy, patrzała co się stanie... A na ruch liny śmignęła do przodu, trzymała się ścian lonżownika, galopując żwawo... A James pozostawał w środku, posłał jeszcze za jej zadem miękki koniec liny. Cały czas w takiej samej odległości od karej, pobudzający ją do dalszego wysiłku. Rozprostował ramiona na boki. Chwilę utrzymywał ją w aktywnym tempie, aż nagle ruszył by zagrodzić jej drogę, odrywając zwoje liny od ciała i nie kończąc z dominującą, wyzywającą wręcz postawą. Widział, że klacz odczuwa nakładaną przez niego presję... Mężczyzna potrzymał ją mniejwięcej tyle samo okrążeń i w tym tempie - nie forsował jej jednak, bo była już w końcu zmęczona. Kolejny raz zmusił ją do zwrotu... I zaprzestał poganiania jej, przełożył linę do drugiej ręki. Presja nieco opadła. James nadal patrzał jej wyzywająco w oczy, zaczął poruszać palcami prawej ręki (mrrr, tygrrys) i kara zbliżyła się do ściany. Klacz przebiegła praktycznie całe koło zanim pojawił się pierwszy sygnał - nastawione w jego stronę ucho. James ucieszył się - choć tylko w myśli, pracować w końcu musiał dalej. Zwolniła do spokojniejszej nieco fouli i po kolejnych kilku okrążeniach, przy których mężczyzna cały czas 'działał' jako drapieżnik zaczęła delikatnie zmniejszać koło, przyglądała mu się teraz tak jak przy lonżowaniu - z uwagą, zainteresowaniem. Niedługo potem opuściła głowę, nadal przyglądając mu się. Jej łeb kołysał się w rytm kroków, nos szurał prawie po ziemi. Więc James osiągnął co chciał! Poszło lepiej nawet niż się spodziewał. Presja zaczęła opadać - klacz zwolniła do kłusa, mężczyzna nie stał już prostopadle do niej, ale bardziej równolegle do jej ruchu. Stanął jakby chciał ją znów zawrócić i opuścił wzrok, rozluźnił się całkiem i czekał co kara zrobi. Obserwowała go czujnie, ostrożnie zatrzymała się na swojej ścieżce, baczył na nią kątem oka. Na razie nie podchodziła - mężczyzna spacerował więc po delikatnych ruchach, pozostając w postawie pasywnej i czekając na jej krok. Doczekał się po około 10 minutach - wtedy też poczuł na ramieniu dotyk jej pyska. Odwrócił się do niej powoli, stanął naprzeciw i nadal unikając jej spojrzenia pogłaskał miękką sierść między oczyma karej. Ruszył na dalszy spacerek i teraz Perfect niepewnie podążała za nim - co jakiś czas przystawał i znów nagradzał jej zachowanie. Kiełznanie zostawił na później, lepiej nie nadwyrężać teraz jej zaufania. Pochodzili jeszcze chwilę, powzmacniał jej pozytywne zachowanie i w końcu podpiął uwiąz, by odprowadzić ją do stajni.
Na miejscu rozsiodłał ją, nagrodził ćwiartką jabłka i przeczesał trochę, bo była jednak spocona. Do tego schłodzeniu nóg, wytarcie w miarę możliwości... I odprowadzenie do boksu. Już sam James wrócił na round pen i odniósł co trzeba na miejsce, wyczyścił sprzęt i jeszcze chwilę pochodził po stajennym korytarzu, szukając sobie jakoby zajęcia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|