Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Matt już od jedenastu miesięcy jest w ciąży i już dawno minął termin porodu, na dniach oczekiwałam narodzin źrebaczka. Czekałam na niego dość długo, a on uparcie nie chciał pojawić się na tym świecie.
Czas ten jednak musiał nastąpić i oczywiście nastąpił. A właściwie dokładnie dzisiaj, kiedy straciłam nadzieję, że dojdzie do tego jeszcze w tym tygodniu. Matt, jak na złość, gdy miałam wychodzić zjeść kolację w pobliskim mieście zaczęła rżeć i kłaść się w boksie. To jej pierwsza ciąża więc nie wiedziała, co się dzieje. Kręciła się, kładła i co najmniej świrowała. Nie wchodziłam do boksu, potrafiłam ewentualnie jej pomóc, ale nie chciałam przeszkadzać.
Gdy zeberka się położyła już ostatecznie na ziemi przyjrzałam się uważnie przychodzącemu na świat źrebięciu. Było normalnych rozmiarów i normalnie ułożone – dwie rzeczy, o które strasznie się bałam. Tak więc ze spokojem patrzyłam na fizjologię. Zaciekawiło mnie jednak, że z brzuszka Matt zaczęło pojawiać się coś niesłychanie jasnego. Zwłaszcza, że przednie nóżki do połowy były czarne – i mocno owłosione, jak na źrebaka zebry. Gdy pojawiła się głowa zauważyłam, że źrebiątko ma czarne uszko i grzywkę. Reszta ciałka okazywała się biała. Przyglądałam się również, że cechy zebroidu się u niego nie ujawniły – źrebak miał nieznacznie dłuższe uszy, może nie co bardziej zbitą budowę, ale tak bardziej przypominał swojego tatę.
Pamiętając ostatnie informacje odnośnie imprintingu źrebiąt, gdy tylko Matt kończył się poród weszłam do boksu. Na spokojnie podeszłam do koni i ściągnęłam błonę z noworodka. Delikatnie ustawiłam źrebaka w odpowiedniej pozycji. Rozpoczęłam wszystkie etapy dotykania, nawet znalazłam rękawiczkę do smółki. Wszystkie dotykowe sprawy wydawało by się, poszły dobrze, jednak pewność będę miała dopiero jak klaczka, co zdołałam w tym czasie sprawdzić, dorośnie. Na koniec jeszcze przetarłam całe ciało konika folią i szczotką, do czasu, aż nie przestawał źle na nie reagować.
Gdy już wstałam i pozwoliłam na pierwsze napicie się mleka źrebaczka, zaczęłam zastanawiać się nad imieniem. Matt ma imię nie z tej ziemi, ale mała może mieć prostsze imię… Metaxa? Taki alkohol widziałam chyba dzisiaj w sklepie. W sumie ładnie. I pasuje do niej, bo gdy podniosła się na te swoje cztery nóżki od razu bujając się upadła, niczym napojona metaxą. Uśmiechnęłam się do siebie i zostawiłam klaczki same sobie, żeby się dogadały.
Post został pochwalony 0 razy
|
|