Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Znów zagrzmiał silnik czarnego motoru, znów maszyna pojawiła się na parkingu przy Stajni Centralnej. Jej właściciel kliknął pilota, włączył się alarm i ciemnowłosy mężczyzna już podążał ku pierwszemu skrzydłu stajni. Zrobiło mu się przyjemnie cieplutko w środku, od razu wziął potrzebny sprzęt karej i zaniósł go sobie na myjkę. Odstawił tam też zestaw szczotek czornej. I ruszył po samą czorną.
-Hej, Perfect!
Pogłaskał jej chrapy, założył kantar i ruszyli na myjkę. Tu dokładne czyszczenie, siodłanie. Infi ogółem była przy obu tych czynnościach nieco zbyt ruchliwa, co chwilę zaczepiała człowieka, domagając się albo rozrywki, albo pieszczot.
To świadczyło o tym, że klacz ma dziś odpowiednio dużo energii by trochę się poruszać! Żwawo ruszyli więc na maneż i tu standardowe przygotowania - wejście w siodło ze schodków, podpięcie popręgu, dopasowanie strzemion i na sam początek 10 minut żywego stępa. Z tym akurat Infi problemu nie miała - szła energicznie, dużo kryjąc. Co ważne - równo. Po pięciu minutach zaczęli sobie wprowadzać lżejsze łuczki, na razie bez skupiania się dokładnie na wyjeżdżaniu równo figur, ale na wyginaniu się na miarę możliwości. Potem zebranie na kontakt, łydka do kłusa, kilka kół, wolt i ósemek w tym chodzie. Próba skrócenia i dodania - ale niemrawo im wyszło. Będzie trzeba później to jeszcze przećwiczyć! Zaraz przeszli więc do krótkiego zagalopowania na obie strony, również z kilkoma przejazdami po łukach. I chwila stępa swobodnego. I tyle z rozgrzewki.
Na tym etapie James niewiele mógł z nią zrobić - musiał ją na razie wszystkiego nauczyć, by potem tego od niej wymagać. Zaczną oczywiście od podstaw. Jeździec rozejrzał się po maneżu i zauważył, że jedna przeszkoda akurat fajnie wyznaczy im granicę w jednej części koła, a w innych zrobią to ściany... Więc znów stopniowe zbieranie wodzy, nakierowywanie łydką na wędzidło. Kara szybko załapała o co chodzi... Ale wstrzymujące wodze niewiele pomogły, bo klacz zaczęła mielić wędzidło i ruszyła mocnym kłusem naprzód. Eh! Co to będzie za robota... Przejście w wyższy chód było jak zmiana biegu w samochodzie z 2 na 4. Bum do przodu, zero płynności, coś jakby nie działało. W dół przechodziła bardzo niechętnie, ale płynniej... Znaleźli się z powrotem w stępie i na samym środku krótkiej ściany wjechali na koło. Tu mocna praca łydek, wodza wewnętrzna wskazująca, zewnętrzna ograniczająca i cały czas delikatne zgięcie na łuku. Kara na początku zesztywniała w ramach reakcji obronnej... Różnie z nią było - miewała humory, że pracowała świetnie, i takie, że pracowała niezbyt chętnie albo z lekka płochliwie. James cierpliwie sprowadził ją z koła, przeszedł na luźną wodzę, zaczekał aż wyluzuje, trochę jej masując szyję, żeby to przyspieszyć i po tym znów zebranie na kontakt, nagrodzenie za luz i kolejna próba wjechania na koło z ładnym zgięciem. Teraz klacz zrobiła to chętniej, pewna, że za dobre zostanie nagrodzona i starała się jak mogła. Na razie to stęp, więc poszło jej bardzo dobrze, przecież specjalna filozofia to nie jest. Mężczyzna znów nagrodził i teraz zaczęli sobie wjeżdżać na wolty, raz większe, raz mniejsze. Równowagę na tych figurach utrzymywała cały czas, kiedy była rozluźniona to szła wspaniale wręcz! Tylko, że do załapywania tego rozluźnienia musieli jeszcze ze dwa razy wrócić, żeby karą niejako wprowadzić w pracę. Przejechali jeszcze jedną ciaśniejszą ósemkę, ale klaczuchna nie miała problemów, więc zjechali na długą ścianę i tuż przed narożnikiem delikatna łydka i wypchnięcie z krzyża z uniesieniem delikatnie dłoni. Ograniczona ścianą Perfect przeszła w wyższy chód trochę płynniej, łagodniej. Więc od razu nagroda i na środku krótkiej ściany wejście na koła. Przez kolejne 10 minut zajęli się wygięciem w kłusie. Problemów jako takich było mało - z raz na mniejszej wolcie zdarzyło się wypaść klaczy łopatką, ale to szybko poprawione. Nagrodzone wszystkie dobre przejechania i mieli już w sumie opanowane ładne zginanie się na łukach na odpowiednie sygnały, rozluźnienie się. Chwila odpoczynku i potem od razu wejście w galop (no, z kilkoma krokami kłusa) i tu koła całkiem nieźle, rozluźnienie okej i problemy tylko na woltach, gdzie trafiło się więcej wypadania łopatką. Ze złości kilka razy karuska podbiła zadem, ale szybko zeszła z niej energia do takich kaprysów i mogli się wziąć za poprawki.
No, to łuki za nimi! Teraz już tylko trochę pracy nad płynnymi przejściami! Problem był nie tyle z przechodzeniem w dół, co z przyspieszaniem i wchodzeniem na wyższe biegi... Swobodnie stępowali sobie przy ścianie, zaraz zebranie karej na kontakt i w momencie, gdy trzy metry przed sobą mieli ogrodzenie - łydka, wypchnięcie z krzyża. Klacz wyrwała trochę do przodu, ale szybko zaczęła iść normalnie, bez zbędnego parcia naprzód... Bo płot właśnie. Presja, że mogłaby w niego wjechać i nie zdążyć skręcić trochę działa. Wyjechali ładnie narożnik, kara zgięła się prawidłowo, więc nagrodzenie i zaraz zwolnienie do stępa. Pierwsze pomoce delikatniejsze, to bez reakcji. Może jednak z tym zwalnianiem też trochę problem? Drugie już bardziej stanowcze i Perfect usłuchała, przechodząc w aktywny stęp. Nagrodzenie! Kara zaczęła przeżuwać sobie wędzidło i tym razem, kiedy przed narożnikiem jeździec poprosił o kłus - przejście było płynniejsze. Więc znów nagrodzenie i teraz długa ściana... Tutaj dwie próby zatrzymania z kłusa - obie miernie. Wplotło się tam kilka kroków stępa. Jeśli chodzi o zakłusowanie z miejsca - tu wręcz wybornie! Infi od razu wchodziła w ładne, niezbyt szalone tempo i nie wywalała galopem naprzód. Co by nie mówić - łagodna, przyjazna klacz, do pracy świetna, tylko trzeba się oddać trochę pracy nad szczegółami. Więc dalej! W narożniku zagalopowanie, zdecydowanie zbyt do przodu, od razu w szarżę i ciężko klacz uspokoić - więc na razie powtórki tylko zmian tempa w kłusie, stępie i zatrzymań. Dla odmiany wprowadzili sobie to na duże, trochę jajowate koło. I na zmianę albo ćwiczenie tego na ścianach, albo na kole właśnie. Boki karuski unosiły się już trochę mocniej, więc James wykorzystał moment i zagalopowali sobie z narożnika. Przejście było płynne, bo zmęczona Infi nie chciała tak rwać do przodu! Więc zaraz nagrodzenie jej głosem, poklepaniem szyi i powrót do kłusa. Zagalopowanie w jeszcze jednym narożniku - i efekt taki sam. Więc znów wzmocnienie tego zachowania i już stopniowe przejście w stęp i na luźną wodzę. Z 10 minut sobie dali na wypoczynek, rozluźnienie.
A jaki rezultat dzisiejszego treningu? Wypracowanie ładnego zgięcia klaczy na łukach, płynnych przejść stój-stęp, stęp-kłus, stój-kłus (w obie strony, w dół jak i w górę!) i trochę wstępu do spokojniejszego przechodzenia w galop. Zadowolony bardzo jeździec odprowadził holsztynkę do stajni, gdzie rozsiodłał, przeczesał i schłodził stawy. Na pożegnanie oczywiście podrzucił jej jabłuszko - bo jak to tak bez poczęstunku?
Post został pochwalony 0 razy
|
|