Ujeżdżenie L - łuki, elastyczność, chody cd.

Królowa Śniegu

Kolejny dzień ciężkich treningów przygotowawczych z Rycią. Klaczka wystawiona w tylu zawodach, a nieprzygotowana do końca, więc trzeba męczyć treningi.
Na dzień dzisiejszy zaplanowałam sobie powtórzenie chodów, pracę na łukach i nad elastycznością. Paradoksalnie praktycznie to samo, co ostatnio, tylko z większym skupieniem na łukach, i tyle.
Klaczka była gotowa do jazdy, jak to zwykle bywało. Wyglądała na lekko zaniepokojoną, ale gdy mnie poznała rozluźniła się. Prawdopodobnie nie co nerwowo podchodziła do siodłania przez obcych ludzi, ale wolałam taki układ, niż jakby miała zrobić komuś później krzywdę przy takim zabiegu. Dlatego póki jej zaufanie nie było ukierunkowanie do końca mogłam ją oswajać z grupą ludzi.
Wyszłyśmy na halę, gdzie było cicho i nie wiało, przede wszystkim. Poklepałam Rycię, przygotowałam siodło do wsiadania i wdrapałam się na grzbiet.
Ruszyłyśmy energicznym stępem na rozgrzewkę. Klaczka szła fajnie do przodu, mogłam skupić się na jej zebraniu. Szło nam z tym coraz lepiej, klacz schodziła z głową i podstawiała tyłeczek coraz lepiej. Poklepałam ją i zaczęłam robić wolty, ósemki i serpentyny. Rycia gnie się coraz lepiej, bardzo przyjemnie mi się nią powodowało na obie strony.
Rozgrzewka minęła mi bardzo przyjemnie, po czym ruszyłyśmy kłusem. Praktycznie w kłusie dokładnie to samo, co w stępie plus dodatkowe zmiany tempa i zatrzymania. Rycia fajnie reagowała na wszystkie moje pomoce, była wyjątkowo delikatna. Poklepałam ją i dałam chwilę odpoczynku w stępie.
Klaczka machała trochę łebkiem na luźniejszej wodzy. Pozwalałam jej na to, bo mi to nie przeszkadzało.
Po kilku minutach zebrałyśmy się i znowu zaczęłyśmy pracę. Tym razem już we wszystkich trzech chodach plus dodatkowo zatrzymania. A więc szło nam tak:
1. Przejścia ze stępa do kłusa i w odwrotną stronę ćwiczyłyśmy długo i namiętnie, żeby wyszły niemal idealnie. Nawet bawiłam się z nią w zmiany tempa na ósemkach. Chodzi mi o to, że jedno kółko kłusem, potem drugie kółko stępem. Czasem cała ósemka w jednym lub drugim chodzie. Od czasu do czasu nawet zatrzymanie na środku. Klepałam klacz za dobre reagowanie na zmienne komendy.
2. Zatrzymania ze stępa i kłusa. Miałam jak zwykle problem z jej wyczuciem, ale po pewnym czasie mi się znowu udało i znowu zatrzymania były ładne, na czterech kończynach.
3. Zagalopowania na woltach. Rycia nie wpadała mi już w łuk tak mocno, jak ostatnio, ale nadal kontynuowałam wzmacnianie sygnałów. Chodziło o wypracowanie w sobie i w koniu odpowiednich zachowań.
4. Praca w kłusie na woltach. Tutaj chodziło o uzyskanie jak najbardziej okrągłego kółeczka i utrzymywanie go jak najdłużej. I tu pojawiał się problem, dopóki go nie wydeptałyśmy. Gdy już udało nam się ustatkować chód zaczęłam próbować żucia z ręki, co wyszło średnio. Rycia nie bardzo wiedziała, o co chodzi, a przy okazji nie znała komend, więc ciężko było nam trzymać kółko i jeszcze skupiać się na żuciu. Trochę cyrk.
5. W każdym chodzie męczyłam ją woltami, ósemkami i serpentynami. Miała mi się porządnie powyginać i uelastycznić, co szło całkiem dobrze.
Na zakończenie przeszłyśmy sobie do stępa i człapałyśmy spokojnie. Klacz parowała nieznacznie, więc czekałam, aż wyschnie.
Wysuszoną klacz zaprowadziłam do boksu, tam rozebrałam. Rycia już mi ufała, chętnie wzięła smakołyk z mojej ręki i dała się pogłaskać. Pochwaliłam ją za dobry trening i zostawiłam samą.