Przyjazd do Deandrei by Naut

Królowa Śniegu

Wstałam rano szybko kierując swoje kroki do łazienki gdzie umyłam się i ubrałam. Zjadłam śniadanie w expresowym tempie i zeszłam na podwórko. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do Deandrei gdzie byłam umówiona z Dejcem na godzinę 10.00. Dojechałam 15 minut przed czasem. Poszłam do stajni i otworzyłam drzwi do boksu XI. Spojrzałam na tabliczkę. Koń po takich rodzicach zapowiadał się wspaniale. Po kilku minutach usłyszałam samochód zajeżdżający przed stajnię i po chwili piskliwe rżenie. Wyszłam szybkim krokiem ze stajni i powitałam przed sobą Dei wysiadającą z samochodu do którego był przyczepiony koniowóz. Otworzyłyśmy powoli przyczepę i zaraz ujrzałam małą, uroczą klaczkę patrzącą z przerażeniem na wszystko dookoła. Kiedy razem z Deidre wyprowadziłyśmy ją z przyczepy, nie wiedziała o co chodzi, była przerażona. Nie dała się dotknąć, chodziła w kółko rżąc przeraźliwie. Dei złapała ją za kantar i próbowałyśmy podprowadzić ją parę kroków, lecz Verka zapierała się na tylnych nogach. Po paru minutach dobiegło nas rżenie ze stajni. Versace postawiła uszy na sztorc i ruszyła energicznie za Deidre do stajni. Mała była prześliczna, miała typowe dla źrebaka długie, patykowate nóżki. Dei wpuściła ją do boksu i zdjęła kantar. Wyszła i zamknęła drzwi boksu. Versace chodziła po boksie i zaglądała wszędzie gdzie się dało. Wszystkie konie w stajni patrzyły na nią z zaciekawieniem. Wyszłyśmy ze stajni, żeby klaczka mogła zapoznać się z otoczeniem. Pożegnałam się z Dei i poszłam do siodlarni uporządkować rzeczy. Po godzinie zajrzałam do Versace. Uspokoiła się już i dała się pogłaskać. Uśmiechnęłam się i wyszłam z boksu. Vera podeszła za mną do drzwiczek. Zamknęłam je i wyszłam do stajni.