Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Na następny dzień, wcześnie rano wyskoczyłam z domu przygotowana na dzisiejszy dzień. Wyposażona w mały kantarek, kawał folii, moją wielką piłkę i kilka innych przydatnych w tym momencie elementów. Z tym wszystkim wylądowałam na lonżowniku, jako że ciepło było w słoneczku i przyjemnie.
Obie klaczki wyprowadziłam. Co ciekawe mała Metaxa poszła bardzo chętnie w nieznane u boku matki.
Weszłyśmy na lonżownik, gdzie zdjęłam kantar Matt. Metaxa trzymała się blisko boku matki, ale bez problemu dała mi się złapać i założyć kantar. Pogłaskałam ją dokładnie po całym ciele i przekonałam się, że toleruje mój dotyk. To był dobry znak.
Następnym krokiem było przeprowadzenie małej kilka kroków na uwiązie. Metaxa nie chciała oddalać się od matki, ale Matt chętnie nam towarzyszyła. Klaczka nie denerwowała się (ani jedna ani Meta druga) moim zachowaniem, Metaxa bardzo ładnie szła obok mnie. Pogłaskałam ją po łebku i zdjęłam z niej kantar. Mała stała obok mnie, Matt z drugiej strony.
Kolejnym zadaniem było wygłaskanie Metaxy folią. Robiłam to delikatnie od głowy po koniuszki kopyt. Meta troszkę się irytowała za pierwszym razem ale już po chwili przestała i tolerowała dotyk. Pogłaskałam ją już dłonią i przytoczyłam do nich piłkę.
Metaxa schowała się za matką (była za duża, aby schować się pod nią) i patrzyła niepewnie w moją stronę. Dla niej piłka była tylko okrągłym zielonym światłem, które nie bardzo odróżniała od reszty świata, gdyż jako dwudniowy źrebak niewiele jeszcze widziała. Dotknęłam ją więc bardzo lekko tą piłeczką i sprawdziłam, jak zareaguje. Meta była zaskoczona fakturą piłki, jednak nie uciekła, a dała się z nią oswajać. Matt patrzyła na mnie wyginając szyję. Pogłaskałam obie dziewczyny i zaczęłam dokładne dotykanie małej klaczki piłką po całym ciele, tam, gdzie mi się udało. Nie miała nic przeciwko temu.
Gdzieś z kieszeni wygrzebałam jakieś śmiesznie dzwoniące dzwoneczki, których nie wieszałam nigdzie, gdyż ich irytujący dźwięk doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Teraz bardzo się przydały. Meta ma bardzo wyczulony słuch i chciałam, aby nie reagowała nerwowo na nieznane odgłosy. Gdy zadzwoniłam drażniącym przedmiotem Meta zainteresowała się i nie wystraszyła. Odebrałam to za dobry znak i zadzwoniłam raz jeszcze. Mała zaciągnęła się powietrzem, ale dalej stała uparcie i wyciągała łeb do mojej dłoni. Przybliżyłam ją więc i zadzwoniłam po raz kolejny. Meta odsunęła łeb i spojrzała na mnie dziwnie, po czym zaczęła wargami grzebać przy mojej dłoni. Dzwoniłam więc ile wlezie, koło jej uszu, dalej lub bliżej. Meta tolerowała to, a nawet próbowała łapać za dzwonki. Pogłaskałam ją i schowałam sprzęcior do kieszeni.
W zasobach swych przepastnych kieszeni odszukałam telefon. Miał on kilka funkcji irytujących zwierzęta – drżenie, dzwonienie, świecenie, aczkolwiek z tym ostatnim mógł być problem w promieniach słońca.
Metaxa, prawdopodobnie przygotowana już na dziwaczne moje zachowania, nie zareagowała na wibrujący telefon przytknięty do grzbietu. Nawet na dzwoniący i przytknięty do grzbietu (dalej wibrujący) telefon nic jej nie robił. No pięknie, to mi się koń uniewrażliwił.
Na tym uniewrażliwieniu zakończyłyśmy trening. Zaprowadziłam pannice do boksu i zostawiłam same sobie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|