Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Wieczorem, przy karmieniu, Matt bardzo uważnie lizała całe ciałko Metaxy. Robiła to bardzo dokładnie i z uczuciem, nie zwracając uwagi na jedzenie w żłobie. Zaniepokoiło mnie to, jednak gdy starsza klacz skończyła zabiegi pielęgnacyjne, ruszyła do żłobu i powoli dziabała sobie owies.
***
Gdy rano wstałam targnęło mną okropne przeczucie. Zeszłam szybko do boksów i zajrzałam od razu do świeżo narodzonej klaczki i jej mamci. Jak się okazało mój szósty zmysł działał solidnie. Metaxa chodziła w okół swojej matki, która leżała i ciężko oddychała. Wiedziałam oczywiście co to znaczy, jednak nie chciałam w to wierzyć. Patrzyłam przez chwilę ze łzami w oczach po czym weszłam do boksu. Pogłaskałam moją małą, karą klaczkę po łbie. Spojrzałam jej w oczy i widziałam, że chce przyzwolenia na odejście, że zajmę się jej dzieciaczkiem. Uśmiechnęłam się i Matt na zawsze zamknęła oczy.
Mała, zdenerwowana Metaxa zaczęła skakać w okół mnie, wystraszona. Pogładziłam ją delikatnie po głowie i stwierdziłam, że trzeba nakarmić. Zadzwoniłam po weterynarza, który wziął od razu odpowiednie środki.
Razem nakarmiliśmy małą Metaxę i zabraliśmy ją do biegalni, aby móc opróżnić boks. Mała zaczęła świrować po całym pomieszczeniu, o mało nie wyskoczyła przez drzwi. Musiałam zamknąć je z góry, zabrać wszystkie ostre przedmioty - w sumie wszystkie przedmioty - i zastanowić się co teraz. Przez chwilę siedziałam przed biegalnią i nie mogłam zebrać myśli, po chwili jednak wpadłam na pomysł, że przecież jakieś pół roku urodziła się dla mnie druga klacz - Hecama. Mała mogła już spokojnie przyjechać do nas.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam, małą zostawiłam z weterynarzem i poprosiłam, aby karmił ją, gdy mnie nie będzie. Zgodził się, więc szybko się zebrałam i pojechałam po Hecę.
***
Po dwóch godzinach wróciłam do stadniny z przyczepą pełną nowego źrebca. Mała szalała mi troszeczkę w przyczepie, jednak ta była przystosowana tak, żeby żaden zwierzak nie zrobił sobie krzywdy.
Wyprowadziłam malucha z przyczepy. Ta zaczęła rżeć jak szalona, oczywiście za matką, którą zostawiłyśmy w stajni. Usłyszała jednak donośne rżenie malutkiej Metaxy i od razu ją to zainteresowało. Zaprowadziłam ją do biegalni i puściłam obok Mety. Klaczki powąchały się, Heca polizała ją po czole i już wiedziałam, że zrobiłam dobrze.
***
Kolejne dni mijały, Metaxa rosła na sztucznym mleku, nawet powoli zaczynała okradać Hecamę z owsa, aż w końcu obie były zupełnie samodzielne - Heca miała rok, a Meta pół.
Post został pochwalony 0 razy
|
|