Natural na grzbiecie

Królowa Śniegu

Koń: Aries
Jeździec: Yari
Do czego: natural
Miejsce: lonżownik

Weszłam do stajni i zostałam powitana radosnym rżeniem ze strony Aries.Była niecierpliwa, gdy zbliżałam się do jej boksu, a gdy otworzyłamdrzwi, o mały włos by mnie przewróciła. Była nerwowa bardziej niżzwykle, gdyż nie ma za bardzo towarzystwa, ale to się zmieni. Dałammojej kochanej cukierka i zamknęłam na chwilę. Oburzona zarżała, ale jajuż byłam w siodlarni. Stamtąd wziełam tylko szczotki i uwiąz. Wróciłamdo okropnie zachwycona treningiem i wręcz wyskakiwała przez okienko,aby tylko już iść na halę, lonżownik, czy co tam wymyślę. Nieopanowanąwyprowadziłam z boksu i uwiązałam do pierścienia. Kręciła się całyczas, ale dała wszystkie nogi i nie podeptała mnie na całe mojeszczęście. Aries byla cała prawie że w błocie, które musiałam z niejporządnie zdrapać, a i tak, gdy skonczyłam, klaczka wyglądała marnie.Kurzyło się z niej niemiłosiernie, a sierść zamiast brązowa, byłaszarawa. No ale niestety. Wyszłyśmy w takim stanie - klacz szczęśliwa zuwiązem na szyi, bez kantarka, ja obok niej kręcąca nosem od ilościkurzu.

Na lonżowniku zdjęłam jej uwiąz z szyi i pognałam nimdo kłusa wokół wybiegu. Mała w pierwszej chwili nie zakapowała o cochodzi, ale po kilkunastu kołach zaczęła pojmować moje zamiary ipowolutku dała sygnały, aby być przy mnie. Nie zwlekałam długo i Ariesznalazła się za chwilę przy mnie. Poklepałam ją i spróbowałam wskoczyćna jej grzbiet. Nie była specjalnie zaskoczona delikatnie dałam jejłydkę do ruszenia stępem. Mała bardzo delikatnie drgnęła i zaczęła iść.Poklepałam i zeszłam. Klaczka zatrzymała się i popatrzyła na mnie.Wskoczyłam znowu i znów dałam jej sygnał do ruszenia. Aries ruszyła jużtrochę pewniej, więc dodałam sygnału i dynamicznie szłyśmy przedsiebie. Klaczka unosiła, jak to miała w zwyczaju, wysoko swoje małezgrabne kopytka. Było mi wygodnie, ale trening trza przeprowadzić.Dosiadem zachęcałam Aries do skrętu w prawo. Mała nie wiedziała o cochodzi, ale gdy dałam jej naprawde silny sygnał do skręcenia, zmieniłazdanie i zwróciła się w prawo. Poklepałam i spróbowałam znowu. Tymrazem nie trzba było jej aż tak pchać, więc znowu pochwaliłam. To samopowtórzyłam kilka razy, a potem zmieniłam stronę, w którą skręcałam. Iw tym ćwiczeniu po kilkunastu próbach wychodziło całkiem dobrze.Zakłusowałyśmy sobie delikatnie. Również w kłusie powtórzyłam ćwiczenieze stępa, a potem popróbowałam zmienianie tempa, przez dosiad. Kiedychciałam wydłużyć krok pobudzałam konika łydką, kiedy chciałam skrócićkłusa siadałam bardziej na krzyżu. Po kilkudziesięciu próbach wyszło,więc klepałam ją za to. Myślałam, żeby ze dwa kroki zagalopować, więcwzmocniłam sygnał do przyspieszenia. Aries zareagowała i ruszyłamiękkim galopem. Miała kilka razy ochotę bryknąć, ale udało mi się temuzapobiedz mocno wbijając się jej w grzbiet. Mała w takim momencieunosiła łeb i zapominała o swoim wymyśle. Za wspaniałe wrażenia zgalopu na jej grzbiecie poklepałam i cofnęłam, się, aby zwolniła dokłusa. Chwilę pokłusowałam, zmieniłam kilka razy tempo i wykonałamkilka ładnych zakrętów. Poklepałam i znowu zwolniłam, tym razem dostępa. Klaczka z chęcią wyciągnęła sobie szyję. Kiedy uznałam, żę mogęzaprowadzić ją do stajni zeszłam i zaprowadziłam konika do jej boksu.

Tam zostawiłam ją okrytą derką, aby nie zmarzła i poszłam do domu żegnana jej cichutkim rżeniem.

Osiągnięcia: Aries przywykła do nowej zabawy i dalej mi nic nie zrobiła.