Dołączył: 14 Wrz 2014
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Dzisiaj miałam w planach założenie po raz pierwszy Mattowie ogłowie i wędzidło. Tak więc przyszłam na jego wybieg z uzdą w jednej dłoni, a w drugiej z uwiązem. Ogierek spojrzał na mnie nieco zdziwiony, gdy dałam mu do wąchania skórę oraz metal. Plusem tego było to, iż zaraz młody wziął w pyszczek ogłowię i rzucił nim w górę - na szczęście nikomu się nie oberwało, nie licząc ziemi i trawie. Pozwoliłam mu trochę pomęczyć uzdę, po czym złapałam go na uwiąz i wzięłam w dłoń ogłowie.
Podeszłam z nim do ogrodzenia, gdzie uwiązałam go. Następnie zsunęłam jego błękitny kantar na szyję, aby zaraz po tym zaproponować mu założenie samego ogłowia. Nie było z tym problemów. Zapięłam podgardle i nachrapnik. Konik nic nie robił oprócz mlaskania językiem. Postaliśmy tak chwilę, po czym zaproponowałam wzięcie mu wędzidła. Musiałam go zachęcić cukrem, po czym Maciejo miętolił w pysku wędzidło. Postałam tak chwile trzymając wędzidło za kółka, po czym wyjęłam je z jego pyszczka. Po chwili zdjęłam też ogłowie do którego przyczepiłam wędzidło - oczywiście paskami policzkowymi.
Młody przyglądał się temu co wyprawiam, po czym ponownie przyjął wędzidło do pysia, a ogłowie na swój łeb. Nie zapinałam teraz już pasków, a zamiast tego na szybko dopasowałam mu wędzidło. Ogier od czasu do czasu machnął łbem wyrywając mi się z dłoni, ale ostatecznie wędzidło leżało w odpowiednim miejscu. Nagrodziłam go cukierkiem. Młody zjadł szybko nagrodę, po czym spokojnie stał, gdy zapinałam mu pozostałe paski.
Odwiązałam go od płotu i prowadziłam za uwiąz. Katarek naparł na jego szyję, a ten stał, jak wryty w ziemię. Nowością dla niego było tylko ogłowie i wędzidło, przedtem ćwiczyłam z nim chodzenie na lasso z uwiązu lub kantara. Teraz po prostu się albo wygłupiał, albo opierał nowościom. Postanowiłam nie ryzykować i puknęłam go uwiązem w bok. Nastała walka między mną, a nim. Wszelkie dotknięcie powodowało ruszanie kłusem. Każda prośbo o pójście staniem. Ostatecznie wygrałam, gdy puknęłam go w nos, gdy ten przesadził wchodzeniem na mnie. Stał chwilę mlaszcząc pysiem, po czym potulnie zaczął obok mnie iść prowadzony na lasso. Wygrałam, jednym słowem.
Po kilku okrążeniach, nagradzaniu, zdejmowaniu i zakładaniu uzdy. Poklepałam go i założyłam mu na łeb z powrotem kantar. Puściłam z uwiązu, aby następnie odgonić go od siebie linkę i pójść umyć wędzidło w stajni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|