Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Koń: Kesa
Jeździec: Kana
(Pisała: Skrzydlata)
Do czego: teren
Miejsce: --
Dzisiajmiałam pierwszy raz wyjechać z Wafelkiem w teren. Chociaż tyle dobrego, żesprosiłam trochę ludzi i nie będę sama w przypadku jak mnie koń będzie chciałzabić. A no i dobrze, że dwie dziewczyny zaprosiłam na swoje konie, które Wafelznał.
Wstałambardzo wcześnie i przygotowałam Wafla do wyjazdu. Chciałam, aby był czysty iprzyniósł mi chwałę. Przy okazji musiałam jeszcze wyczyścić Kesę i Aries dladziewczyn – Kany i Dei.
Noi klacze wyczyściłam na początek. Poszło szybko, a koniki wyglądały naprawdędobrze, gdyż prawie się nie kurzyły.
Kiedyprzyszedł czas na ogiera musiałam rozpiąć kurtkę, bo nie dość, że narobiłam sięprzy czyszczeniu, to jeszcze robiło się cieplej. Wafel po prostu błyszczał gdyna podjazd wjechały dwa samochody. To była Nojec oraz Carrot z pojedynczymitrajlerkami.
- Hej!!– przywitałam się przekrzykując rżenia koni, które się wywąchały, kiedy tylkopodjechały.
- HejYari! – usłyszałam z przyczepek, kiedy dziewczyny uspokajały konie.
Pomogłamw wyprowadzaniu koni, a gdy kończyłyśmy, na podjazd wjechała Goldi. Dziewczynaszybko wyprowadziła konika, a wtedy wjechały Kana i Dei płosząc kuckę. Goldiutrzymała uciekającą i wspinającą się klacz i wszystkie trzy zaprowadziłykoniki do przygotowanych boksów w stajni.
- Nokonie już czekają w boksach czyste. – powiedziałam do Dei i Kany.
- Super.Tak mi się dzisiaj nie chciałoby czyścić... – Dei była w niebo wzięta.
- Takdobrze, bardzo dobrze. – Kana też była uradowana.
Zostałotylko osiodłać.
Popodwórzu krzątały się Carr, Nojec oraz Goldi wyciągające kolejne przedmioty jakszczotki, siodła i ogłowia.
Wstajni wrzało. Co chwilę jakiś koń głośno rżał lub któreś ze sobą kwiczały,gdyż nie podobało im się wzajemne towarzystwo.
Krótkosiedziałam i patrzyłam na dały galimatias, kierując potrzebujących czegoś wodpowiednie miejsca. Jednak po dwóch minutach uznałam, że wyczyszczę Moccę.
- Wszelkieproblemy rozwiążę w boksie Mocci! – wydarłam się na całe pomieszczenie, abywszyscy mnie usłyszeli przez wszechobecny huk.
Weszłam do boksu Mocci i zaczęłam od wygłaskaniapieszczocha i lekkiego masażu. Klaczce się to spodobało i rozluźnioną szybkowyczyściłam. Bez problemu zakończyłam czyszczenie pielęgnacją kopyt. Okazałosię, że gdy skończyłam mogliśmy już właściwie jechać. Wszystkie byłyśmy gotowe,a że ja miałam gotowego ogiera już przed całym tym tłumem.
- Nodobra na koń – uśmiechnęłam się.
Momentalnie wszystkie konie zaczęły wychodzić napodjazd.
Było trochę błotniście, więc każdy szukał sobiemiejsca, gdzie mógłby spokojnie wsiąść. Kiedy już wszystkie siedziałyśmy wsiodłach ruszyłyśmy. Mój ogier oraz Nojcowy Erniles zaczęły się trochę rwać doprzodu, ale dawało się je utrzymać.
Jechałam z prawej Carr, a z mojej prawej była Nojecz Ernilesem. W luźnej grupie obok nas jechały klaczki. Salinero miał oddzielićnas z Nojcem od niepożądanych zapachów dochodzących od panien, ale to i takdrażniło nasze rumaki.
W stępie Goldi musiała mocno gonić klaczkę, którastarała się nie odstępować od nas, chodź miała problemy z trzymaniem tempa iczasami podkłusowywała.
- Goldigoń nas, goń. – zaśmiałam się.
- Chodźsię zamienimy i zobaczymy kto się będzie śmiał – odgryzła się Goldi.
- Noja już z kucami swoje przeszłam. Przecież jeździłam na kucach szetlandzkich.
- Jakośsobie to próbuje wyobrazić – dwa głębokie rowki, gdzie tylko przejedziesz, bonogami po kolana w ziemi. – Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
- Zobaczymyco powiesz jak przyjdzie kłus albo galop ze skokami. – odezwała się Carrot.
- Jeszczezobaczycie! – wykrzyknęła zdenerwowana Goldi.
Fakt, że dość dobrze radziła sobie z krótkiminogami. Kucka miała ochotę popędzić za nami zwalając jeźdźca, ale Goldenka siędobrze trzymała na grzbiecie.
Po kilkuset metrach zakłusowałyśmy. Wszystkie konieposzły dobrze, lecz Wafel musiał pokazać na co go stać dębując wysoko, a po tymruszając z kopyta galopem. Za nim zaczęła walić barany Kesa, ale Kana dałaradę.
- HejWAFEL!! – wydarłam się, kiedy przestał na mnie reagować. Nastawił uszy, alewiele się nie przejął. Dalej galopował zarzucając łbem i brykając raz na jakiśczas.
W tym czasie Kanie udało się opanować Kesę, a Goldipodnosiła się z ziemi po tym, jak klacz zaczęła naprawdę ostro szaleć idziewczynie nie udało się utrzymać. Nawet nie wiem jak to wyglądało bo bardziejinteresowało mnie moje trzymanie się w siodle. Udało mi się nakierować ogierana woltę i teraz ją zmniejszałam. Dziewczęta patrzyły i zastanawiały się cozrobić.
Gdy jakimś cudem przeszłam do kłusa...
- Noruszcie się, bo jak podjadę do was i zaczniecie kłusować to mnie zwali. –zawołałam do towarzystwa.
Panny (nie wiem czy na pewno są wszystkie tegostanu) posłusznie pognały konie, i gdy się zrównałyśmy pojechałyśmy przez łąkęprosto ku lasowi.
Cały czas zastanawiam się, czy to nie był błąd.
Normalnie to zaplanowałam przeskoczyć... No dobra.Nie ja, ale dziewczyny, miały skoczyć przez niziutką przeszkódkę na środkudrogi. Niestety skusił ona i mnie. Postanowiłam pojechać na końcu.
Na początek pojechała Carr, której koń nawet nieskoczył tylko przeszedł sobie lekceważąco kłusem. Dalej była kucka. Onaskoczyła i to ładnie. Dalej Nojec, która mając problemy z ogierem dała sobieświetnie radę. Za nią przez przeszkodę pognała Kana z Deidre, które dobrzepogoniły te moje leniwce i obie skoczyły pięknie. No zakończenie pojechałam naśmierć ja. Ogier zagalopował mi przed samym wyskokiem i świetnie skoczył.Poklepałam go i zwolniłam z galopu.
- Oja. Jak on świetnie skacze. Kto by się spodziewał – powiedziała Nojec.
- Prawda?W sumie trenowałam z nim w korytarzu, ale nie pokazał czegoś takiego. Możeklacze tak na niego wpływają? – zaśmiałam się.
- Możliwemożliwe – zawtórowała mi w śmiechu Carr.
Cała rozmowa trwała kiedy my, nie patrząc już natempo kłusowałyśmy przed siebie w kierunku polanki, gdzie miałyśmy potrenowaćtrochę dresażu i skoczyć kilka przeszkód.
- Nojesteśmy. – powiedziałam do wszystkich – Na początek zagalopujemy razem. Co wyna to?
- Dobra– usłyszałam od wszystkich oprócz Goldi.
- Janie chcę z wami, bo mi kuc nie wyrobi. – boczyła się.
- Dobra.To poczekasz ok.?
- Dobrze.
Ruszyłyśmy za sobą kłusem. Ja jechałam pierwsza,chodź zastanawiałam się, czy to dobry pomysł. No ale na zmianę już nie miałamczasu. Zagalopowałam.... i dostałam zawału wręcz, gdyż mój energiczny rumak niebryknął nawet tylko trochę się wyciągnął. Moja kochana Kesa walnęła kilkabaranów, ale dostała bata od Kany i poszła, nie co wyrywając do przodu. Jechałaza mną. Tuż za arabką była Aries, która szła lekko – jak to ona, ale trzymałasię mocno Kesy. Za Aries szła Nojcowa na Ernilesie, który pokazał jak ładniepotrafił brykać, ale dziewczynie udało się utrzymać i popędziła za nami. Za niąpogalopowała Carr, nie mająca problemów z Salinerem.
Przegalopowałyśmy jakieś dwa pełne koła – nie byłyone małe. Już nic się nie działo, choć Goldi miała problem z utrzymaniem klaczyw miejscu. A to dębowała, a to walnęła barana za baciora. W każdym razie niechciała klaczka stać spokojnie, ale kiedy skończyłyśmy Goldi wystrzeliła jak zprocy. Śmiesznie to wyglądało – taka wielka na czymś takim, co przebierało zmaksymalną prędkością nogami.
Kiedy i ona straciła trochę energii...
- Noto teraz trochę się pobawimy w ujeżdżenie. Każda pokaże co potrafi najlepiej naswoim koniu w tej dyscyplinie. – powiedziałam.
Na początek wysłałam Goldi, której klacz ładnie szław kłusie wyciągniętym, zebrana. Zagalopowała, teraz już spokojnie, i zrobiłaserpentynę z jednym zakolem w kontr galopie.
Następna była Nojcowa. Jej ogier był nie co nieposłuszny, nie chciał się zebrać, ale i tak pokazała ładny skrócony kłusik idobre cofnięcie.
- Dalejdalej, bo do jutra nie skończymy – poganiałam guzdrzące się towarzyszki.
Kolejna była Carrot. Ona na swoim ogierku wykonałazwrot na przodzie w stępie oraz kilka okrąglutkich wolt w kłusie i galopie.Prezentowała się najdłużej.
- Amy razem! – zawołała Dei. Chodziło jej o nią i o Kanę.
- Nodobrze, zobaczymy co zrobicie na tych cholernicach. – odpowiedziałam
Dziewczyny ustawiły się do siebie przodem zniewielką przerwą po swojej lewej ręce. Na raz ruszyły kłusem, lecz Aries sięnie co spóźniała. Potem wykonały woltę i zagalopowały. Oba konie poszły, leczKesa musiała bryknąć i to tak, że Kana nie miała szansy się utrzymać.Wylądowała w mokrej trawie, twarzą w błocie.
- RatujcieKan, ja lece za kobyłą! – krzyknęłam i pognałam mojego ogra do galopu zauciekinierką, która zerwała już wodzę, a po chwili już znikły pod jej kopytami,kiedy puściły też przy wędzidle.
Szybkość i posłuszeństwo Waffla mnie zadziwiły.Ogier posłusznie zawrócił, kiedy łapałam arabkę.
- Noto pewnie na ciebie nie wsiądzie... Chociaż nie! Mam sznurek! – gadałam doKesy. Przywiązałam do jednego kółka wędzidła sznur i za niego poprowadziłamarabkę.
W tym czasie Kana podniosła się z ziemi i okazałosię, że oprócz upapranej błotem twarzy nic jej nie jest. Była po prostu zła.
- Złapałamci konia, ale mam tylko prowizoryczną wodzę. – powiedziałam, gdy widziałam, żenic się wielkiego nie stało.
- Spoko,ale Kesa ma przekichane. – powiedziała ze złością Kana plując po tym jeszczepiaskiem.
Dziewczyna wskoczyła na kobyłkę.
Była naprawdę cholernie zła.
Zakończyłam mini konkurs ujeżdżenia pokazując jakmój ogierek ładnie żuje z ręki.
- Nono. Świetnie wam idzie. – uśmiechnęła się do mnie Dei.
- Tak.A teraz czas na skoki. Kana, może pierwsza? – zaproponowałam.
- Jasne.– powiedziała z chytrym uśmiechem.
Ruszyła galopem. Nie dała nawet pomyśleć kobyle obrykaniu, bo gdy tylko zniżała łeb dostawała po zadzie. Czasami niestety jestjej to potrzebne. Ruszyła na kłodę. Kesa pofrunęła wysoko, potem była sztucznastacjonata. Również tutaj wysoko. Na zakończenie rów. I tu nie było większychproblemów, bo gdy tylko arabka się zawahała Kana potraktowała ją batem.
- Dobrzeją sobie wytresowałaś. – powiedziała Nojec, kiedy Kana do nas wróciła.
Dalej pojechała właśnie Nojcowa. Jej ogierek ładnieprzeszedł pierwszą, drugą, a trzeciej za Chiny nie chciał.
- Nodalej malutki. – Zachęcała dziewczyna. – może mi ktoś pomóc.
- Jamogę - zaoferowałam się.
- Pojedzna drugą stronę i stój w sporej odległości. – nakazała mi.
Tym razem Erniles, widząc innego konia po drugiejstronie przeszedł przez rów. Amazonka go poklepała i pojechała ze mną doreszty.
Kolejna pojechała Dei. Aries nie miała problemów zeskokami, ale jej się po prostu nie chciało.
- Nodalej leniuchu – popędzała ją Deidre.
Aries, wydawało się, że posłuchała, gdyż przez rówskoczyła z niezłym impetem. Kobiecina dojechała do nas. Kolejna pojechała Carrna Salinku. Ta to stary spec. Jej koń się przed niczym nie cofnął.
Na zakończenie zabawy pojechałam ja, aby zrobićfurorę. Skoczyłam kłodę, było ok. Dalej stacjonatka, też w porządku. Nazakończenie rów. No i tu się takiej reakcji nie spodziewałam. Wafel owszem,skoczył, ale wyleciał tak wysoko, że myślała, że się wywali jak będzie lądował.Ale nic takiego się nie stało, chociaż zamknęłam oczy i przestałam marzyć oprzyszłości w życiu. Okazało się, że Wafel skoczył i pogalopował prosto doinnych koni, gdzie się zatrzymał. Otworzyłam oczy i poklepałam ogra.
Powoli zaczęłyśmy kierować się w stronę stajni.Ciągle w towarzystwie słychać było śmiechy oraz rozmowy na równie tematy.
Dojechałyśmy do stadniny po około półgodzinie.Wszystkie zwlekłyśmy się z siodeł i odprowadziłyśmy konie do boksów. Tam każdawyczyściła kopyta, rozsiodłała i założyła derkę.
Po dwudziestu minutach, które spędziłyśmy w moimdomu na plotkowaniu i piciu ciepłego kakao.
Wyszłyśmy na zimny dwór i dziewczyny zapakowałykonie do przyczep. Obie wyruszyły, kiedy je pożegnałam. Na koniec z mojegoośrodeczka wybyła Dei z Kaną.
Osiągnięcia: Klacz rozluźniła się w terenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|